Susza, a wokół tyle marnotrawstwa wody. Wśród winowajców energetyka węglowa
Niech nikogo nie zmylą dość regularne opady deszczu w pierwszej połowie maja. Wbrew pozorom, nie były one zresztą mocno obfite, to nam po suchych tygodniach i miesiącach takowymi się wydawały, bo zapominamy już, jak intensywnie woda potrafi się lać z nieba w czasie klasycznych opadów majowych, niegdyś pieszczotliwie ochrzczonych mianem: deszczyk majowy. W rzeczywistości te deszcze z początków miesiąca były zaledwie małym przerywnikiem w opanowującej coraz mocniej Polskę suszy klimatycznej.
Eksperci – naukowcy i praktycy, nie mają bowiem wątpliwości. Prognozy wskazują jednoznacznie, że tegoroczna susza będzie dużo poważniejsza niż w latach poprzednich. Praktycznie bezśnieżna zima i brak opadów w marcu i kwietniu zaznaczają się w wyraźnie niskim stanie rzek. Co roku straty w rolnictwie liczone są w miliardach złotych, a to przecież nie jedyna gałąź gospodarki w Polsce zagrożona deficytem wody. W tym roku skutki suszy zaczynają być groźne już także dla energetyki – i bynajmniej idzie nie tylko o hydroelektrownie, które przy niskich stanach wód mają problem z wytwarzaniem prądu. Okazuje się bowiem, że niezwykle wodochłonna jest produkcja energii elektrycznej z węgla, a na tej przecież opiera się głównie polska energetyka.
Stwarza to lepsze perspektywy dla produkcji prądu z odnawialnych źródeł – paneli fotowoltaicznych (nic tak nie działa mobilizująco na decydentów jak naturalny przymus), ale to temat na kolejną okazję. Tu chciałbym wskazać na nieco inną, mało powszechnie znaną okoliczność – niemal jedna trzecia wody transportowanej do odbiorców docelowych marnowana jest w wyniku podziemnych wycieków z rur. To wszak kosmiczne ilości, w porównaniu z tym co możemy zaoszczędzić sami – na przykład myjąc zęby przy zakręconym kranie czy rezygnując z mycia naczyń pod bieżącą wodą. Nie rezygnując rzecz jasna z takiego osobistego wkładu w ratowanie środowiska, powinniśmy lobbować pod adresem rządzących, by szybko ograniczyli to marnotrawstwo w skali makro.
Tym bardziej, że jak pokazują przykłady innych krajów, nie wymaga to ani wielkich nakładów finansowych (przypomnijmy: sam Program Rozwoju Retencji ma kosztować 12 miliardów złotych, a wielu naukowców poddaje w wątpliwość jego sensowność), ani prowadzenia prac inżynierskich na wielką skalę (wykopywanie rur i wymiana całej infrastruktury). Od czego wszak są nowe technologie? W Londynie np. zrealizowano projekt polegający na podziale miejskich systemów wodociągowych na 800 tzw. stref ciśnienia, dzięki czemu znacząco obniżone zostało ciśnienie wody w całym systemie. Przede wszystkim jednak – w miejscach wycieków, znacząco obniżając straty wody. Eksperci szacują, że dzięki takiemu zabiegowi udało się ograniczyć marnotrawstwo wody o 40 proc. oraz – w konsekwencji – tyle samo zaoszczędzić energii!
Jedno działanie, dwie korzyści w boju o ochronę klimatu. Przykład do naśladowania, bo w mniejszej skali da się takie rozwiązanie zastosować nie tylko w metropolii, ale i w mniejszych miejscowościach obsługiwanych przez wodociągi. Chyba bowiem nikt nie ma już wątpliwości, że dla ratowania klimatu równie ważne są wielkie przedsięwzięcia jak i małe oszczędności.
Zbigniew Biskupski