wiosenna woda

Sami jesteśmy temu winni: czyli jak powodzie i podtopienia stają się codziennością

Spokojniejszy pod względem anomalii klimatycznych ubiegły rok znacznie odwrócił naszą uwagę od hydrologicznych zagrożeń, jakie niesie ocieplanie się klimatu. Tym bardziej, że byliśmy jednocześnie w pierwszym szoku covidowym. Teraz jest jednak inaczej. Błyskawiczne powodzie i podtopienia to już nie zjawiska oglądane w telewizji, dziejące się poza naszymi granicami. Zdarzają się też w Krakowie, na Sądeczczyźnie. Zdarzyć się mogą w niemal dowolnym miejscu Polski.

To swoiste memento mori: nie zapominajmy, że ocieplający się klimat to śmiertelne zagrożenia dla cywilizacji, które mogą przyjmować różne kształty. Jak tłumaczy Michał Marcinkowski, hydrolog, ekspert Instytutu Ochrony Środowiska–Państwowego Instytutu Badawczego – choć występowanie wezbrań rzek, czyli wzrost stanu wody w rzekach wynikający ze wzmożonego zasilania, jest naturalnym elementem klimatu Polski, to w ostatnich latach obserwuje się wzrost częstotliwości występowania powodzi i podtopień oraz wzrost związanych z nimi strat. Jest to efekt nie do końca przemyślanej aktywności człowieka. Do niedawna głównie w zakresie incydentów, a teraz całych procesów prowadzących do ocieplenia klimatu. „Rośnie odsetek powierzchni nieprzepuszczalnych (m.in. drogi, dachy, place), które sprawiają, iż woda opadowa zamiast infiltrować do wód podziemnych w szybkim tempie spływa do rzek, jezior i zbiorników powodując szybki wzrost stanu wody. Starając się chronić własny dobytek budujemy coraz wyższe wały przeciwpowodziowe odcinając w ten sposób rzeki od terenów, na które niegdyś mogły one w naturalny sposób wylewać w czasie wezbrań. Prawa fizyki są jednak nieubłagane. Ogromne ilości wody płynące z wielką siłą wezbraną rzeką muszą znaleźć sobie miejsce i zawsze znajdują”.

Ale jeszcze ważniejsze są przyczyny sprawiające, że te ogromne ilości wody płyną nie tylko w czasie wiosennych roztopów – jak to bywało przez wieki, ale niemal każdego miesiąca roku. Gdyby bowiem klimat się nie ocieplał, nie byłoby tropikalnych burz, huraganów – sprawców tzw. powodzi błyskawicznych. Pojawiają się one lokalnie, ale powodują straty nie mniejsze niż te „klasyczne”. Co gorsza, jak spodziewają się meteorolodzy, w związku z prognozowanymi i już obserwowanymi zmianami klimatu należy się spodziewać nasilenia ich intensywności. Dzięki odpowiedzialnym decyzjom, przede wszystkim dotyczącym planowania przestrzennego, możemy jednak sprawić, iż wezbrania rzek nie będą wiązały się z tak dużym zagrożeniem dla człowieka i nie będą powodowały tak dotkliwych strat finansowych.

Miejmy jednak cały czas na uwadze, że w ten sposób walczymy tylko ze skutkami ocieplania się klimatu, nie z jego przyczynami. To ważne, bo jak uczy życie, bardzo często stres i uciążliwości związane np. z nieustannymi podtopieniami pochłaniają całą naszą energię. Tymczasem oczywiście działania doraźne są ważne „na teraz”, ale tylko pośrednio i w niewielkim stopniu przyczyniają się do problemu kluczowego – ograniczenia śladu węglowego do tego przynajmniej stopnia, by zahamować proces ocieplania się klimatu.

A jak zmniejszać ślad węglowy, wie już chyba każdy Polak, choć nie każdy ma jeszcze na tyle dużo determinacji, by swoją aktywność przekierować pod tym kątem: segregować śmieci, zmieniać dietę, mniej jeździć samochodem itd. Przede wszystkim jednak zadbać o to, w jaki sposób produkowana jest energia elektryczna i cieplna, z której korzystamy. Pamiętając przy tym, że to nie dotyczy tylko osób mieszkających we własnych domach, bo będąc członkami spółdzielni czy wspólnoty mieszkaniowej możemy też wpłynąć na jakość i zakres termomodernizacji. Najbardziej ekologiczne i najszybciej przyczyniające się do zmniejszania śladu węglowego (ocieplania klimatu) panele fotowoltaiczne czy pompy ciepła na szeroką skalę mogą być wszak stosowane także w budownictwie wielorodzinnym.

Przewrotnie można by więc rzec, że aby powodzie i podtopienia na coraz większą skalę nie stawały się naszą codziennością, nieustannie musimy myśleć i działać na rzecz zahamowania ocieplania się klimatu.

Zbigniew Biskupski