Gdy susza klimatyczna przybiera postać strugi tropikalnego powietrza…
O suszy, a raczej o wodzie – jej braku, potrzebie oszczędzania i tym podobnych, niestety będzie teraz równie często, a może jeszcze częściej niż o smogu – niskiej emisji. Nie dlatego, że jestem wielbicielem tasiemców w rodzaju tak chętnie oglądanych serialowych oper mydlanych, ale z tej to przyczyny, że przez wieloletnie zaniedbania spotęgowane efektem przyspieszających niekorzystnych zmian klimatu, nawet kolokwialne określenie „lanie wody” zaczyna tracić na aktualności.
Będziemy z pewnością coraz częściej przyglądać się różnym aspektom wody w naszym życiu konsumenckim i biznesowym, na pewno przy tym nie obejdzie się bez zaskoczeń. Ja już ulegałem takiemu wrażeniu, ostatnio np. analizując bariery rozwojowe na jakie uskarżają się polscy sadownicy i warzywnicy. I przekonałem się, jak łatwo ulec stereotypowemu myśleniu, które z rzeczywistością może się mieć bardzo na bakier!
Otóż polscy plantatorzy, a w sektorze sadowniczym są oni w pierwszej europejskiej trójce, wraz z Hiszpanami i Włochami – bardziej niż suszy obawiają się… zbyt wilgotnego powietrza. Okazuje się bowiem, że negatywnym skutkiem zmian klimatycznych jest nie tylko susza w glebie, ale i strugi cieplejszego wilgotniejszego powietrza, pojawiające się od wczesnej wiosny do późnej jesieni. A takie strugi wilgoci zwiększają ryzyko grzybowych chorób wśród gatunków drzew, zwłaszcza z rodzaju jabłoni, co obniża plony, ale też osłabia owoce na tyle, że trudniej jest jej przechowywać w chłodniach przez zimę.
Zwiększona (ciepła) wilgotność powietrza sprawia też, że do Polski wędrują nowe gatunki szkodników, znanych do tej pory z klimatu podzwrotnikowego i zwrotnikowego – np. kleszcze afrykańskie; jak inne żerują one na uprawach.
Walka z pleśnią i z nowymi szkodnikami wymaga często używania inwazyjnych dla środowiska środków chemicznych, co utrudnia uprawy tak popularnych i poszukiwanych ostatnio produktów z upraw organicznych, popularnie określane mianem „bio”. Okazuje się jednak – i tu kolejne zaskoczenie i burzenie stereotypu – że sadownicy i warzywnicy wcale nie są hiper zwolennikami upraw organicznych. A przynajmniej zbyt bezrefleksyjnego wdrażania tzw. Green Deal w Unii Europejskiej. Obawa, że zbyt mocne dotowanie doprowadzi do przewagi podaży nad popytem i spadku cen poniżej rentowności – to nic nowego, o to boi się każda branża, w której w sposób sztuczny zakłócane są warunki wolnej konkurencji. Ważniejsze jest to, że produkcja organiczna generuje większą – w porównaniu z konwencjonalną... emisję dwutlenku węgla. W przypadku sadów jabłkowych np. jest ona wyższa niemal o 50 procent!
Jak więc widać na powyższym przykładzie, zjawisko suszy przy ocieplaniu klimatu różne może mieć „twarze” i generować różnego formatu zagrożenia, Niekoniecznie muszą one dotyczyć nas bezpośrednio (jeśli nie mamy sadu lub warzywniaka), ale pośrednio już tak – choćby poprzez rachunki płacone w sklepach i na bazarkach za ulubione „witaminki”…
Zbigniew Biskupski